Forum  Strona Główna



 

Wielka Fatra - 1-5.VII.06

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Wyjazdy zagraniczne - Europa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
chróściel



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 16:14, 13 Lip 2006    Temat postu: Wielka Fatra - 1-5.VII.06

zgodnie z obietnicą umieszczam tak jakby pseudoliteracko- jakąś tam opowiastkę z kilku dni na Wielkiej Fatrze.


"Chróst, kurdę, po nocach mi się Fatra śni"- takim zdaniem rozpoczęła się nasza przygoda z Fatrą, kiedy to Menel wypowiedział je gdzieś w listopadzie zeszłego roku. Odpowiedziałem: "Czemuż by i nie!!!". przez te kilka miesięcy pomysł się nakręcał, wielokrotnie zmienialiśmy miejsce wyjazdu z Biesów, na Niski, Tatry etc i co rusz poruszając słowackie dzikości, w końcu postanowiliśmy w nie jechać. Końcowo dołączył do nas król dewiacji i minimalizacji sprzętowej Atanor. Jak bardzo zmienił swoje zdanie w tej drugiej kwestii okazało się po 5 dniach szwendania po słowackich dzikościach i fatrowskich ostępach.
1 lipca spotkała się nasza trójca przed zwardońskim dworcem i czule pożegnana przez Sebastiana i jego przemiłą rodzinę wyruszyła pociągiem w kierunku Czadczy, następnie Żyliny a potem Rużomberoka w którym to zaczynał się nasz czerwony szlak mający towarzyszyć nam przez kilka najbliższych dni.
Totalnym zaskoczeniem były dla nas ceny panujące zarówno w restauracjach jak i sklepach. tu było widać jak bardzo różnimy się od naszego zafajdanego Kaczylandu, mimo takiej samej sytuacji startowej jak Słowacja. na każdym kroku przesympatyczni, uśmiechnięci ludzie, z każdym można się dogadać, każdy pomoże jak trzeba. jakoś tak nam się trafiło, że przez cały okres naszego pobytu w Fatrzańskich górach spotykaliśmy miłych i uczynnych osobników.
Oto nasz słowacka przygoda:

Dzień pierwszy...
...zaś w góreczkach... po 2 dniach jazdy, przez Warszawą z obiecaną wizytą w stolicznym oddziale outdoor.org.pl, podjęciu mnie przez Rumcajsa i Martę oraz wspaniałej u nich kolacji spożywanej z Beaglem Bartkiem u stóp, dojechałem do Zwardonia. znajome widoczki i zapachy budzą mnie po podróży zaśmierdziałym pociągiem w okropnej duchocie ciuchci w której nie dawały otworzyć się okna...
zachodzę do sklepu, kupuję paróweczki i wciągam je jak nic, pogryzając drożdżówką, bo chlebka niestety już nie uświadczę...
dzwoni telefon z którego dobiegają słowa: "chrjóst, właśnie kurdę dojeżdżamy do Zwardonia!". podnoszę swoją żyźń a z nadjeżdżającego białego auta wyskakują człowiek z brodą oraz człowiek z brzuszkiem, czyli Awiator i Menel we własnych osobach. po spożyciu paru krówek sławetnej firmy "Solidarność" i wypiciu oranżady marki "Oranżada" udajemy się na dworzec, gdzie w fantastyczny sposób zaczynamy przeróżne kombinacje z przepakowywaniem plecaków.

[link widoczny dla zalogowanych]

w tle znowu komórka. szukam jej. mam, znalazłem! dzwoni Sebastian: "Gdzie jesteście? o której macie pociąg?". Bestia uzyskuje mu potrzebne informacje, natomiast Menel z krówką w ustach udaje się ku kasie w celu dokonania drogą kupna biletów, co zresztą mu się udaje.

peron. kilku żulików no i my z tobołami. nagle wpada Bestia z rodziną. zaskoczenie jest jak nic, bo zajeżdża chłopina z całą familią specjalnie do Zwardonia, żeby się z nami zobaczyć. rozmowa. zero skrępowania, a przecież wszyscy znamy się w sumie tylko z forum. idą docinki, ale i pytania co i jak w życiu. kilka wzajemnych sympatycznych szyder i SG każe nam wsiadać.

[link widoczny dla zalogowanych]

no to siadamy. za chwilę Czadcza i pierwsze starcia językowe w kantorze. Atanor patrzy się z przerażeniem w oczach na mnie, czegóż ta pani za okienkiem może chcieć. ale daje radę i wymienia nasze polskie ojro na słowackie cuda z ciekawością im się przyglądając.

jedziemy do Żyliny. po drodze mijamy pięknie zagospodarowane domki, ogródki. i to ciągle kołatające się po głowie pytanie: "dlaczego i u nas tak nie jest?". no cóż, tak po prostu musi chyba być. ale trudno to zrozumieć, a różnica jest znaczna i widoczna już na pierwszy rzut oka.

przesiadka do Rużemberoka.
[link widoczny dla zalogowanych]

pełno dzieci, ale zero krzyku. chyba my, śmiejąc się jesteśmy od nich głośniejsi. no cóż, tak widocznie musi być. jedziemy wzdłuż rzeki, wijącej się między górami, a dolinami. wspaniałe uczucie, zapach gór, wiatru, jakby wolności...

Rużemberok. Wysiadamy. Jesteśmy środku górek, ruszamy coś przekąsić i w końcu na szlak. Początki są nudne, bo śmigamy kilka km po asfalcie.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

W końcu wejście na szlak. Pierwsze zmęczenie, pot. Ale dziś nie idziemy daleko. Osobiście mam dość, bo zeszłej nocy prawie wcale nie spałem. Jest cholernie duszno.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]



Pierwsza polana i pierwsze widoki. Te z góry. Te utęsknione, pełne niespodziewanych blasków, odbić kolorów… rozbijam namiot, obok Menel swój, Atanor nas olewa i idzie spać do chatki pasterskiej.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Jeszcze po małym łyczku „Krupnika” i ląduję w Baltoro. Jakoś deczko kręci mi się w głowie, a przecież to naprawdę był tylko łyk. Chyba jestem bardzo zmęczony, bo nawet nie pamięta jak zasnąłem. Chłopacy w nocy rozpalili ognisko.

Dzień drugi.
O 6:30 budzi mnie pytanie Menela „Chrjóst śpisz, kurdę jeszcze?”. Zdaję sobie sprawę, że ten okrzyk będzie mnie budził co dzień rano. Wstaję ze śmiechem, a Darek już zdrowo pichci swoje zupki, zupeczki i inne cuda wyjmując je z załadowanego na max plecaka.

[link widoczny dla zalogowanych]


Zwijam namiot i z lubością myślę, jak łatwo mi to idzie i szybko w porównaniu z tunelem, który użytkowałem przez ostatnie lata. Za chwilę jestem gotowy do drogi. Robię parę fot i budzę Awiatora.

[link widoczny dla zalogowanych]

Zbieramy się ku pierwszemu podejściu. Coraz bardziej mi się tu podoba. Szlak jest obrośnięty trawą, widać, że rzadko ktoś tu chadza.

[link widoczny dla zalogowanych]

Po godzinie jesteśmy u góry. Znak pokazuje, że do schroniska pod Boryszowym Szczytem mamy 5 i pał godziny…

[link widoczny dla zalogowanych]

jak bardzo te 5 i pał godziny miało nam dać w kość, tego żaden z nas się nie spodziewa. Ruszamy dalej. Jakaś kapliczka i problem z odnalezieniem szlaku- jednak tutaj prawie nikt nie chodzi. Wchodzimy na teren Parku Narodowego. Cały czas widoki zapierają dech w piersiach. Połączenie Bieszczadów z Pieninami na ogromnej przestrzeni. Zaczyna lekko dżumić deszczyk.

[link widoczny dla zalogowanych]

Rozkładam płachtę namiotową, siadamy na niej i obżeramy się krówkami. Żarty, docinki ciągły uśmiech na twarzy… po prostu jest fajnie i tak jak być powinno. Nic dodać nic ująć…

Dochodzimy do rozwidlenia szlaku czerwonego z zielonym i tymże szlakiem udajemy się dalej.

[link widoczny dla zalogowanych]

Atanor z Menelem zostają, ja idę dalej. I tak mnie dogonią, bo będę szedł wolno.

[link widoczny dla zalogowanych]


Na podejściu mija mnie dwóch rowerzystów. W sumie to pierwsze „Ahoj” wymienione na szlaku. Już teraz wiem, że te 5.5 h to jakaś bajka, bo tyle właśnie już idę od pierwszego szczytu… chłopacy mnie doganiają. Akcelerator przyspiesza i śmiga do przodu sam. Jest lekki, ma lekki plecak więc może. My dwa grubasy zwalniamy. Dochodzę do szczytu, siadam i czekam na Menela. Dostaję cholery, bo pełno much. Nie da się normalnie wysiedzieć. Odpoczywam. Może bardziej próbuję, bo jednak muszyska są utrapieniem. Powoli czuję, że coś jest nie tak z moim ścięgnem Achillesa. Wolę jednak nie zdejmować butów, bo… bo po co się martwić na zaś…

Idziemy dalej. Powoli kończy się woda. Mijamy kilkoro turystów, niektórzy są z dziećmi, także kombinuję, że musi być co najwyżej z 2 godziny do schroniska. I nie mylę się, wpierw napotykamy źródło, a potem dochodzimy do ośrodka wypoczynkowego. To dobrze, bo gorąco pali jak cholera. Czuję, że mam spalone ramion i cieszę, się, że wziąłem chustkę na głowę, bo inaczej glaca byłaby zjarana jak nic. Siadamy przy ośrodkowej wiacie i rozpoczynamy konsumpcję, ale przede wszystkim uzupełniamy wodę.

[link widoczny dla zalogowanych]

Skwar jest przeogromny. Mija nas grupa Słowaków i serdecznie się śmiejąc pozdrawia życząc nam dobrej drogi. Zdejmuję buty i widzę, że jest tragicznie. Mam do mięsa zdartą skórę na ścięgnie. Jednak nie boli jak na razie zbyt mocno, więc zakładam buciory i lecę dalej. Menel z Tomkiem zostają, żeby się najeść do syta.
Zaraz za ośrodkiem tracę pół godziny na odnalezienie szlaku- po wichurze sprzed kilku lat nie odnowiono oznakowań i czasem może być to problem. Mijam jakiś kolejny ośrodek i zaraz koniec cywilizacji. Jestem na szlaku w dolinie i czuję, że zrywa się wiatr.

[link widoczny dla zalogowanych]


Robi się przyjemnie i bardzo dobrze mi się idzie. Dochodzę do siodła i mijam grupę Słowaków sprzed ośrodka. Chwilę się śmiejemy, wymieniamy skąd jesteśmy i idę dalej. Wchodzę na punkt widokowy, jakieś 200 metrów nad nimi i wciągam ożywcze podmuchy wiatru.

[link widoczny dla zalogowanych]


[link widoczny dla zalogowanych]


Schodząc spotykam dwóch biatlonistów z reprezentacji Słowacji, którzy poszli pobiegać w ramach treningu. Dogania mnie Atanor. Z zazdrością patrzę na to jak lekko śmiga i próbuję za nim nadążyć. Idziemy razem około godziny i wymiękam. Siadam i czekam na Menela. Jest. Też siada. Gadamy, śmiejemy się. Za chwilę ruszamy dalej. Przedzieramy się przez krzaki i drzewa- szlak jest naprawdę mało uczęszczany. Ostre podejście, ślizganie się błocie, mijamy kilka zwalonych drzew, kilka potknięć i lądujemy na przełęczy pod Rakitovem.

[link widoczny dla zalogowanych]

Jest pięknie i co najważniejsze wietrznie. Jest na tyle późno, że skwar powoli ustaje. Szkoda, że Atanor śmignął dalej, bo fajnie by było się tu rozbić.
Wchodzimy pod strome podejście na Rakitova. Z góry roztacza się widok na cała Fatrę, Tatry Niżne. W dali może są to i Tatry Słowackie i Polskie. Doganiają nas Słowacy i wymieniamy kilka zdań. Okazuje się, że mają zamiar spać na przełęczy pod Rakitovem. Schodzimy na dół, mijamy dwie skały między którymi wije się szlak.

[link widoczny dla zalogowanych]

Atanor stwierdza, że nie rozbije namiotu, tylko śpi dziś w kolibie w skałach.



Rozbijamy namioty. Słowacy trochę dalej. W końcu kolacja w imię przykazania kosmicznego: jedna zupka chińska dziennie. To u mnie. U Menela za to jak w restauracji! Atanor szuka rozpałki na ognisko, ale po rozpaleniu wpada jeden ze Słowaków i prosi, żeby je zagasić, bo zaraz wpadnie „ochrona” i będzie „pokuta”.

[link widoczny dla zalogowanych]

Widząc załamanie na twarzy Tomka, jak gaszę jego ognisko, wybuchamy z Menelem śmiechem. Zachód słońca. Jego 1000 stron i 1000 odbić. No i 1000 zdjęć. Dla tego widoku warto tu przyjechać…



[link widoczny dla zalogowanych]

dokańczamy z Dewiatorem „Krupnik” ze wczoraj. Tzn. to bardziej on go dokańcza, bo jakoś nie mam smaka na niego. Znowu zaczynam przysypiać, mimo, że chłopacy cały czas gadają. Słyszę tylko pytanie Tomka: „Chróst, zamknąć Ci namiot?”. Jednak zamykam go sam, a Atanor śmiga ku swej kolibie z zdaniem na ustach: „Ale się kurdę nawaliłem, ale się nawaliłem…”. Gadam z Menelem jeszcze chwilę i wyśmiewamy Dewiatora, że nie chciało mu się rozkładać namiotu i woli dymać jeszcze przez pół godzinki pod górkę. Odpływam…


Dzień Trzeci.
„Chrjóst, śpisz jeszcze?!”, „Menel, kurdę, daj jeszcze pięć minut!”, „No to wstawaj”. No to wstałem i na stopy spojrzałem… Jest źle. Zmieniam skarpety na pancerne Kajteki. Jakoś to będzie. Kolano opuchnięte- zebrała się woda, ale nie boli, mogę nim swobodnie ruszać, czyli zasadniczo jest ok, więc pakuję się. Czekam na Menela, ale u niego wyruszenie poprzedzone jest ceremonią jedzenia, a mi nie chcę się stać w tym skwarze. Atanor zapił deczko, więc jeszcze śpi, a żadnemu z nas nie chce się wchodzić na górę, żeby go budzić. Idę sam.

[link widoczny dla zalogowanych]

Mogę powiedzieć, że idę szybko. Po dwóch godzinach dochodzę, do pierwszego źródła od w sumie dwóch dni.

[link widoczny dla zalogowanych]

Nalewam do butelek wodę. Piję litrami wrzucając musującą multiwitaminę. Czekam na chłopaków ponad godzinę, ale żaden nie przychodzi. Wolno pakuję się i idę dalej. Zaczyna się trudny teren. Błoto, co chwila kałuże i pełno krzaków przez które się przedzieram. Spotykam grupkę Polaków. Klną jak szewc na czasy podane na znakach, ale ogólnie im się bardzo podoba. Chyba zaczynam się starzeć, bo ludziska w wieku maturalnym mówią mi „Dzień Dobry”, a nie „Cześć”… no cóż- widocznie tak ma być. Esz….
Za chwilę wychodzę z lasu na wolną przestrzeń. Tego mi brakowało- wiatr!!! Wchodzę na przełęcz pod Kopą. Siadam, patrzę w dół i widzę nadchodzącego Menela.

[link widoczny dla zalogowanych]

Z góry nadchodzi jakaś grupka. Okazuje się, że to studenci z Krakowa. Wymiana zdań na temat sprzętu z przewodnikiem i nagle pojawia pojawia się Atanor. Deczko spocony, ale w końcu pędził, bo deczko mu się przyspało. Deczko śmiejemy się jeszcze z Krakusami i każdy idzie w swoją stronę. Wchodzimy na Kopę, skąd widać już nas cel- Chata pod Boryszowym Szczytem.


[link widoczny dla zalogowanych]



Dla mnie zejście to porażka. Daje znać o sobie kolano i obtarte ścięgno. Chłopacy zdrowo mnie wyprzedzają. Po jakimś czasie mijam ich, jak siedzą, ale nie zatrzymuję się i idę dalej do schroniska. Docieramy już razem. Jedzenie, kilka piwek i jesteśmy szczęśliwi. Okazuje się, że nie ma możliwości wykąpania się, więc rezygnuję z noclegu w schronie, znajomi Słowacy spod Rakitova, objaśniają nam gdzie warto by jeszcze dziś dojść aby przenocować. Ruszam dalej pierwszy. Po piwku mam przyspieszenie jak nic, ale przede wszystkim nie czuję bólu, więc śmigam ile wlezie.

[link widoczny dla zalogowanych]

Po godzinie doganiają mnie chłopacy i idę dalej z Menelem. Moc z piwa mnie opuszcza i całość bólu odzywa się znowu z parokrotnie większą mocą. W końcu docieramy do przełęczy pod Szerokim Wierchem. Jest chata, ale straszny syf w niej.


[link widoczny dla zalogowanych]

Szukamy miejsca na rozbicie namiotu, ale dopiero Słowacy, którzy dotarli tu po jakieś godzinie po nas, wskazują nam gdzie ono jest. Rozbijamy namioty i w planie jest pogaduszka wspólna, bo Atanor postanawia pozostać w chatce i spać na stole, jednak plan nie wypala, bo zaczyna padać ostro.


Dzień Czwarty
Zwijamy się rano, słońce piecze niemiłosiernie.

[link widoczny dla zalogowanych]


[link widoczny dla zalogowanych]

Żegnamy się ze Słowakami, kilka wspólnych fot i idziemy we trzech dalej. Podejście pod Szeroki Wierch i rozpoczynają się widoki jak w Bieszczadach na Połoninach.

[link widoczny dla zalogowanych]

Tylko ta przestrzeń, tu czuć różnicę. Widać, że można iść w każdym kierunku świata, bez ograniczeń. Wszędzie góry, wszędzie wolność! Docieramy do Osteroka,

[link widoczny dla zalogowanych]

a potem do Krzyżnej.

[link widoczny dla zalogowanych]

Tutaj już sporo turystów. Schodzimy czerwonym szlakiem w dół. Wymiękam kompletnie. Ból obtarcia staje się nie do zniesienia. „Pieprzę wszystko! Chłopaki muszę coś z tym gównem zrobić!” zdejmuję buty. Atanor tworzy mi prowizoryczny opatrunek i schodzimy niżej.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Do źródła… Jemy, obiad, żartujemy, kilka fot i idziemy dalej. Podejście pod Smerek, a raczej pod przełęcz pod nim.


[link widoczny dla zalogowanych]

Zaczynamy schodzić. Znak wskazuje 3h do Blatnicy, ale dobrze wiemy, że zajmie nam to dużo więcej. Po godzinie schodzenia, klnięcia na ból, zdejmuję Meindle i zakładam sandały. „Dżyzas! Ale ulga!”. Schodzimy w dół. Godzinę…. Dwie… Trzy…

[link widoczny dla zalogowanych]

w końcu słuchać szum potoku i zaczyna robić się płasko. Cały czas idę z Atanorem, a Menel popędził gdzieś do przodu… o jest! Siadamy koło potoku i w końcu po 4 dniach kąpiemy się wszyscy.

[link widoczny dla zalogowanych]

Czuję się jak nowonarodzony. Od razu z nogami lepiej, jednak w drodze ku Blatnicy nie odważam się założyć trepów i idę w sandałach. Jeszcze „tylko” dwie godziny i jesteśmy na wiosce. Szukamy gospody, pola namiotowego. Na totalnym wnarowieniu pędzimy na camping oddalony o ok. 5 km od wioski. Wpadamy tam o 22. rumor, hałas, chcemy jeść, ale kuchnia zamknięta. Chipsy i chrupki, o jest to co nam się ostało… i piwo… walimy po dwa, Menel Kofolę i czuję, że jestem deko walnięty. Płacimy za nocleg i w pijackim amoku, pełni śmiechu, z czołówkami, rozkładamy namioty.


[link widoczny dla zalogowanych]

Dzień piąty.
Dziś w planie Martin i Hudy… Jednak dupa z tego- święto narodowe i na sam autobus czekamy ponad 4 godziny.

[link widoczny dla zalogowanych]

W Martinie pusto, ale na szczęście knajpy pootwierane. Wsuwamy kilka dań i pytanie pada z ust Menela: „Co robimy?”. W planie jest Mała Fatra, ale w cieniu jest ok. 36 stopni C, więc czy damy radę na połoninach? Nie spłoniemy od tego żaru?

[link widoczny dla zalogowanych]

Decyzja podjęta- spadamy ku Polszy. Ok. 23 mijamy granicę. Ok. 1 rozbijamy się w Wiśle. Jestem tak padnięty, że jedynie rozwijam śpiwór i plandekę, owijam się w nią i zasypiam. rano okazuje się, że śpimy między dwoma domami pod wyciągiem narciarskim.

[link widoczny dla zalogowanych]

Pakujemy się. Cola na stacji benzynowej. Sklep. Menel podwozi nas do Gliwic i jedzie w dom ku Wrockowi, my z Atanorem kupujemy 4pak Heinekena z gwizdkami i ruszamy ku Szczawnicy, gdzie panuje wspaniałe DiscoPolo turystyczne…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
machoney
Administrator


Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3566
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Krosno
Płeć: Facecik Bez Nazwy

PostWysłany: Czw 21:54, 13 Lip 2006    Temat postu:

Fajna relacja Wink
Górki wypas ale one same się bronią Wink
Szykuj ścięgno bo może co w Niskim podziałamy ? Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewka
Administrator


Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 1822
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Krosno
Płeć: Babeczka Bez Nazwy

PostWysłany: Czw 22:18, 13 Lip 2006    Temat postu:

Chróściel - może krupniku Twisted Evil ?
No, ten zachod to jak w morde strzelił......... Jezyk

relacja super, fotki super Jezyk

mam nadzieje ze my tez sie tam wybierzemy bo ladnie sie wydaje Mruga

i wracaj do zdrowia !!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
machoney
Administrator


Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3566
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Krosno
Płeć: Facecik Bez Nazwy

PostWysłany: Czw 22:28, 13 Lip 2006    Temat postu:

Te Chróściel a szwy Ci nie puściły w śpiworze Fjuta Nansena ? Laughing Laughing Laughing Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chróściel



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 23:37, 13 Lip 2006    Temat postu:

Ewka, Krupniczku zawsze i wszędzie się napiję Uwaga
a samą Wielką Fatrę serdecznie polecam Uwaga wybierajcie się jak tylko się da.

machoney, na lato ta szmata jest dla mnie idealna Mr. Green Uwaga lekka i w miarę wytrzymała, ale jedna wada- niektórym w tym jest zimno- mi osobiście nie, ale słyszałem, że wielu osobom jednak tak. także przed zakupem bym się dwa razy na miejscu zmarźlucha zastanowił czy warto wydać te 140 zł. mnie kosztował deczko mniej, bo 110 zł, więc się nie wahałem zbytnio. teraz w planach mam natomiast jakieś cudo z domu Husky. ale poczekam aż ten padnie i wtedy kupię coś z komfortem ok. 0 / -3 st.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
machoney
Administrator


Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 3566
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Krosno
Płeć: Facecik Bez Nazwy

PostWysłany: Pią 13:59, 14 Lip 2006    Temat postu:

No spoko Chróst Wink trochę pośmiałem bo TY tez śmiejesz z tej firmy, ja miałem na krótko do czynienia z namiotem ANDY II tej firmy i pozytywny odbiór...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chróściel



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 16:46, 14 Lip 2006    Temat postu:

szczerze mówiąc nie zaufałbym jej w ekstremalnych sytuacjach, gdyby moje zdrowie miało zależeć od jej wyrobów. są to fajne rzeczy, ładne, z dobrych materiałów, ale słabo wykonane i ulegające często awarią- niezależnie od produktu. w plecakach jest bardzo dużo błędów konstrukcyjnych- np brak poduszki w odcinku lędźwiowym, a co za tym idzie niemożność wykorzystania pasa biodrowego w całości przenoszenia ciężaru z ramion na biodra, namioty często się strzępią, prują, podobnie sprawa ma się z ichnimi "polarami". podsumowując: dobry sprzęt dla kogoś, kto chodzi niewiele i raczej typowo polsko-turystycznie (kilka dni w roku pod namiotem w lato). a bekę mam z nich niezłą, bo szerzą marketing jakby nie wiadomo co to za cudo było Mr. Green
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewka
Administrator


Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 1822
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Krosno
Płeć: Babeczka Bez Nazwy

PostWysłany: Pią 20:28, 14 Lip 2006    Temat postu:

Rany alez Wy macie wymagania sprzetowe Mruga
moi rodzice jak ida do lasu na grzyby to biora moj rozowy z brazowym misiem plecak Made in China z podstawowki (bez zadnych gabek...) i mowia ze lepszego nie ma Wesoly

hehehe
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Wyjazdy zagraniczne - Europa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin